środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

Przekręciła się i powoli uchyliła powieki. Zamknęła oczy i jeszcze raz je otworzyła. Skleroza? Jeszcze niedawno była z Jeffem przy dokumentach a teraj jest na swojej kanapie? Zamknęła oczy myśląc, że to sen, lecz w tej chwili podbiegł do niej Rowan i przeleciał swoim zimnym, mokrym językiem po jej twarzy. A więc jednak nie śpi. Przeciągnęła się wstając. Nadal w mundurze... Ale bez broni przy pasie! Zaczęła nerwowo przetrząsać kanapę, fotel i cały salon, gdy do jej uszu doszło skwierczenie czegoś na patelni. Czyżby przed snem robiła sobie kolację i zapomniała wyłączyć kuchenki? Poszła pospiesznie do kuchni, lecz zamiast kłębów dymu ze spalonego jedzenia spostrzegła nikogo innego jak Jeffa. Wyglądał naprawdę zabawnie w jej różowym fartuchu.
-Już się widzę rozgościłeś..- Ziewnęła, on zaś aż podskoczył. Była aż tak cicho czy to jajecznica na kiełbasie ją zagłuszyła? Odwrócił się nic nie mówiąc tylko wyjął talerze. Skąd on tak dobrze zna jej dom?
- Nie mam nic przeciwko domowej jajecznicy... Ale co ty tu do cholery robisz, a najważniejsze, czemu ja tu jestem?! - Mruknęła lekko poirytowana, lecz on tylko odłożył patelnię i uśmiechnął się.
-Powinnaś więcej spać. Zasnęłaś niczym dziecko. Leżałaś na kanapkę w kawiarence, ale jak inni zaczęli się schodzić to trochę mało miejsca, było, więc zaproponowałem, że cię odwiozę do domu. - Powiedział podając jej talerz z pięknie pachnącym śniadaniem.
Nie protestowała tylko wzięła talerz i zaczęła jeść.
- A jak dostałeś się do domu? I przede wszystkim gdzie mój glock? - mówiła przeżuwając powoli każdy kęs. Od dawna już nie jadła tak wspaniałej jajecznicy. Sama nie była dobrą kucharką. Zazwyczaj jadła zupki błyskawiczne lub mrożonki a to była miła odmiana.
- Kluczyki miałaś w kieszeni a kabura leży w łazience obok lustra. - Wskazał na uchylone drzwi. Niezwykle ceniła prywatność, nie lubiła, gdy ktoś wkraczał do jej życia lub na teren jej domu nieproszony, lecz Jeffrey, on zawsze był tu mile widziany... Sama powiedziała mu to tego tragicznego dnia, gdy omal nie straciła życia.
- To było miłe i w ogóle, ale czy mógłbyś na chwilę mnie zostawić samą, przydałaby mi się długa kąpiel. Pobaw się z Rowanem, pooglądaj TV, POJEDŹ NA POSTERUNEK.- Powiedziała kładąc nacisk na ostatnie wyrazy i odkładając talerz. Wpadła do sypialni biorąc czarną bokserkę i granatowe dżinsy, po czym udała się do łazienki napuszczając wody do wanny. Dwa razy sprawdziła drzwi zanim mogła spokojnie zanurzyć się, w bąbelkach. Nie to, że obawiała się Jeffa, lecz po prostu... Chciała chwilo w samotności, wyciszyć się i o niczym nie myśleć.
Po godzinie wyszła z wanny, woda zaczęła robić się chłodna a ona sama drżeć. Siadła na krześle przed lustrem i skupiła się na twarzy przed sobą. Widać było skutki niewyspania. Jej oczy były przekrwione pod nimi znajdowały się "wory". Westchnęła. Może i jej partner ma racje. Za dużo pracy a za mało snu? Gdy ubrała się i wysuszyła włosy wybiegła z łazienki. Chwyciła pas z odznaką i pistoletem. Zakładając na siebie skórzaną kurtkę chwyciła kurtkę Jeffreya i wzięła sobie kluczyki do domu i do auta.
Zagwizdała i jak na zawołanie pojawił się przed nią Rowan.
- Jeffrey! - zagwizdała po raz kolejny. Z salonu wychylił się jej partner, w jednej ręce miał pilot a w drugiej puszkę coli.
- To gwizdanie to było do mnie? - popatrzył na nią a słowa wymówił z lekką irytacją. Jak ona lubiła go denerwować! Do tego wypił jej ostatnią colę!
- A jak myślisz? Rowan już tu jest. - rzuciła mu kluczyki do domu a sama usiadła za kierownicą radiowozu. Gdy on wreszcie uporał się z zamkiem wsiadł do samochodu. Popatrzyła na niego, wyglądał trochę nieświeżo i tak zresztą pachniał.
- Może podwieźć cię do domu abyś mógł się ogolić i przebrać z tych śmierdzących ciuchów? - uśmiechnęła się do niego wyjeżdżając z podjazdu. Wcisnęła pedał gazu i wystrzelili do przodu.
- Dobra, tylko proszę nie zabij nas! - powiedział patrząc na wciąż rosnącą liczbę na liczniku. Szybko zapiął pasy. Jechali w ciszy, gdy już prawie pod mieszkaniem Jeffa rozległ się dźwięk komórki Katchreen. Gdy na wyświetlaczu ujrzała numer szefa od razu odebrała i włączyła głośnik.
- Kathreen, kolejne ciała tym razem w parku. - powiedział i zapadła cisza.
-Zaraz będziemy. - popatrzyła na partnera. Kiwnął tylko głową, szybko nakręciła i ruszyła do parki. No i jej szef się rozłączył. Pędzili autostradą mijając nieliczne samochody. Gdy dotarli do parku czekało tam już kilku znajomych z posterunku i patolog. Podeszli powoli do młodego policjanta, który zawsze próbował ją zagadać na śmierć.
- Hej Max! Streścisz, co się działo, gdy mnie nie było? - powiedziała, po czym ziewnęła przeciągle. Kąpiel, która miała ją rozbudzić nic nie dała. Tuż za nią stał Jeffrey próbujący ukryć oznaki zmęczenia.
- Witam pani Kathreen. Nie wiele, matka z dzieckiem zatelefonowała około godziny temu. Przyszła tu na plac zabaw a po drodze spotkała tych dwojga. Przytuleni do siebie w takim pośmiertnym uścisku. Oboje przebici sztyletem. Widzę, że mieliście ciężką noc. - mówił poważnie, lecz przy zdaniu o ich wyglądzie zaśmiał się. Jeffrey popatrzył na Kath i uśmiechając się wzruszył ramionami. Czy naprawdę tak niedwuznacznie to wyglądało? Ona nieuczesana, on we wczorajszym ubraniu. Westchnęła, po czym rzuciła dwa kluczyki do rąk partnera.
- Ruszaj się ogarnąć. Do ciebie jest za daleko. Jedź do mnie, w szafie na piętrze jest koszula i spodnie ojca, powinny pasować. Nie wypuść Rowana. Wracaj potem od razu na posterunek. - powiedziała. Chciała go szybko odesłać nim ktoś jeszcze pomyśli, że do czegoś między nimi doszło. Chwycił kluczyki i przebiegł pod taśmą. Steve już pakował ciała.
- Wpadnij jutro rano to dam ci papiery z sekcji tych dwojga. - powiedział tylko i pogwizdując wszedł do samochodu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

On zaś obserwował. Ukrywał się na widoku i to właśnie dawało mu przewagę. Obserwował bystrą panią detektyw. On wiedział, że z każdym ciałem będzie zbliżała się do niego, coraz bliżej aż w końcu będzie musiał zabić i ją. Najlepiej będzie trzymać ją na odległość do czasu, gdy będzie mógł przestać łowić płotki i rzuci się na szczupaka.
-Jagger, do nogi! - rzucił jeszcze raz okiem na policjantów i ruszył do domu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Gdy wróciła na posterunek, do biurka od razu zauważyła idącego w jej stronę Jeffreya. Gdy tak na niego popatrzyła to w tym ubraniu wygląda jak jej zmarły ojciec na rodzinnych zdjęciach. Westchnęła na wspomnienie tych dni, gdy ojciec wracał do domu i bawił się z nią. Zacisnęła dłoń.
- No i wreszcie jakoś wyglądasz! Zaśmiała się układając kosmyk spadający na czoło kolegi. W szafie były 3 koszule, ale on wybrał ta, która kojarzy jej się najlepiej. Ta koszule zakładał ojciec na ich rodzinne, niedzielne grille.
-Ja jad do Steva. Jedziesz? - uśmiechnęła się podając mu kubek gorącej kawy. Ruszyła w stronę schodów i juz po chwili słychać było za nią tupot stóp partnera.

Gdy po pół godziny cichej jazdy dotarli do budynku, w którym mieścił się gabinet "kolegi od sztywnych" jak to go nazywa Jeffrey. Pospiesznie wbiegła na górę łapiąc po dwa schodki. Winda już działała, lecz ona wolała rozprostować kości po zaleganiu na tej niewygodnej kanapie. Gdy już miała zapukać do drzwi one się otworzyły.
- Wejdź...cie - powiedział, gdy zza rogu wychylił się brunet w czarnej koszuli. Zostawił otwarte drzwi i wyjął widelce. Kate tylko pokiwała przecząco głową.
- Wybacz, nie zdążyłam nic kupić. - zaraz po tych słowach zaczęła przetrząsać kieszenie w kurtce w poszukiwaniu czegoś jadalnego. W ostatniej przeszukiwanej kieszeni znalazła rogalika "7 days" z datą ważności umożliwiającą jego spożycie. Uśmiechnęła się lekko podając patologowi opakowanie. Lekko się uśmiechnął i zaczął jeść. Ona była już najedzona, jajecznica nadal zalegała w jej żołądku.
- Tu macie raporty, nic nowego, to samo, co przy poprzednim ciele. Ich wiek oceniam na około 24-26 lat, nie znam tożsamości, ale od tego jesteście wy. A teraz wybaczcie, ale śpieszę się - ciała czekają. - wyszedł równie szybko jak się pojawił. Kathreen popatrzyła na Jeffreya a on na nią. Steve chyba nie lubił obcych w swojej krainie, nie za dobrze znał jej partnera a do tego zapomniała o czymś do jedzenia. Westchnęła i ruszyła w stronę schodów ciągnąc Jeffa za rękaw. Była już 18. Jak ten czas szybko leci, zwłaszcza, gdy ma się morderstwa do rozwiązania. Chwyciła za telefon.
- Młody, mamy odciski palców ofiar. Ustal, kim są i czy mają ze sobą coś wspólnego. - rozłączyła się. Max zawsze był do jej usług, zaraz po Jeffie był najbardziej zaufanym gliną na posterunku. Jej rozmyślania przerwał wlokący się za nią Maddox.
- Wybacz Kathie, mam nadzieję, że Steve się a ciebie nie obraził za sprowadzenie tu mnie. - powiedział stając przy drzwiach od strony kierowcy. Nie pozwoli jej już prowadzić samochodu, gdy on jest w środku! Za bardzo cenił życie, aby dać się zabić przyjaciółce. Ona tylko podała mu kluczyki.
Po godzinie drogi w ślimaczym tempie lub jak to nazwał Jeff w "bezpiecznym" tempie dotarli na posterunek. Na biurku Kate leżała teczka z przyklejoną karteczką "Max :) „ . Nie sądziła, że tak szybko się z tym upora. Od razu pociągnęła partnera do swojego stanowiska.
- No, więc zabici to Clarica i Joseph Forest. Byli małżeństwem od 3 lat. Wiele wpisów za głośne imprezy i prowadzenie po alkoholu - typowe małżeństwo z bogatej dzielnicy. - powiedziała do Jeffa przekręcając kartki w aktach. Znowu zerknęła na swój zegarek. Już 20?! Tak długo pracowała? Westchnęła i poklepała partnera po plecach.

- No! Należy nam się odpoczynek. Do jutra! - pomachała mu kierując się w stronę windy. Dzisiaj już za dużo się nachodziła. Powoli weszła do swojego samochodu gdzie z radia zaczęły lecieć relaksujące odgłosy muzyki. Gdy dotarła do domu marzyła tylko o śnie! Rowan skrobał pazurami w drzwi od ogrodu. Jednak Jeffrey go wypuścił! Gdy pies wbiegł do środka i dostał wodę i karmę była tak zmęczona, że padła na łóżko tak jak stała.

piątek, 29 listopada 2013

Rozdział 3


Oboje już mocno zmęczeni siedzieli na 22 posterunku przy dokumentach z sekcji i śladami znalezionymi na miejscu zbrodni. Choć pili już drugą kawę to oczy im się kleiły. Jeffrey ziewnął przeciągle, przetarł oczy i wziął kolejny plik dokumentów. Kate spojrzała na zegarek a potem na partnera.
- Jest już późno. Idź do domu, zajmę się resztą. - Posłała mu uśmiech wyjmując dokumenty z jego dłoni.
- Jesteś wspaniała. To do jutra! - Powiedział podając jej swoją kawę i zamykając drzwi. Gdy Jeffrey poszedł do domu ona nadal siedziała nad dokumentami.
Następnego dnia obudził ją dźwięk otwieranych drzwi. Sięgnęła do kabury. Gdy otworzyła oczy przywitał ją uśmiechnięty od ucha do ucha Jeffrey Maddox. Przetarła oczy. Wokół walały się papiery a obok jej stopy leżał rozbity kubek z kawą.
- Co ty tu robisz? Czy ty nigdy nie śpisz? - Zdziwił się zbierając szczątki kubka. Dopiero teraz spostrzegła, że jest na posterunku.
- Wybacz. Kupię ci nowy kubek. Mógłbyś rozdzielić te dokumenty? Nie nakarmiłam Rowan, biedak pewnie się zamartwia. - Popatrzyła na niego proszącym wzrokiem.
On tylko westchnął i zaczął segregować tonę zdjęć i papierów.

Kate ponownie była w drodze, tym razem wracała do domu. O dziwo nie było korków, z którymi codziennie musiała się zmagać jadąc do pracy. Już rozbudzona i nawet lekko uśmiechnięta wbiegła do ogrodu głaszcząc i tarmosząc zmartwionego, głodnego pupila. Dała mu jego karmę oraz resztki kurczaka z lodówki, jako rekompensatę za głodówkę. Ten już nie zwracał na nią uwagi i wybierał kurczaka spośród karmy. Ona zaś na jednej nodze skoczyła pod prysznic, bo nie ukrywając lekko... Woniała. Szybko jednak się zebrała, mundur i broń czekały już na szafie. Dawno oduczyła się zostawiania niebezpiecznych rzeczy nisko, gdy pies jest w domu, ponieważ on wszystko musiał zrzucić i sprawdzić. Wtem usłyszała telefon. Na wyświetlaczu ukazało się zdjęcie Jeffa jeszcze ze studiów.
- Co ty tak długo się myjesz? - Zapytał a w jego głosie czuć było zniecierpliwienie.
- Musiałam przecież naka... Czekaj! Skąd wiesz że brałam prysznic?! - Wyjrzała przez okno a na podjeździe stał radiowóz. Odwróciła się tylko by zabrać broń lecz jej nie znalazła, zamiast tego przed nią stał Jeffrey.
- Lepiej zamykaj drzwi bo cię okradną. - Powiedział bawiąc się z psem. Rowan miał silny instynkt terytorialny i obronny. Nikomu nie pozwalał się zbliżyć do swojej pani lecz Jeff to co innego - ten pies naprawdę go polubił od pierwszego spotkania.
Ona na szczęście miała już na sobie spodnie a górną cześć ciała zakrywał ręcznik.
- Może pozwolisz mi się spokojnie ubrać i oddasz mi moją broń? - Uniosła lekko brew wyciągając rękę po kaburę. Zamknęła się w łazience i szybko ubrała bluzkę. Chyba powinna jednak zamykać drzwi...
Wyszła wiążąc włosy. Sięgnęła do lodówki po sałatkę owocową.
- Jeżeli nam się nie śpieszy... - Nałożyła sobie sałatkę z której już na dobre wypłynęły soki. Nałożyła dwie skromne porcyjki, nie była przyzwyczajona do dzielenia się więc nigdy nie robiła większych porcji. Oboje pochłonęli szybko zawartość talerzy i wyszli.

Gdy byli już w radiowozie Jeff rzucił - Coś ten twój Rowan zbyt ufny wobec obcych. Może powinnaś zamontować alarm? A może drugiego psa do towarzystwa ?- Powiedział raczej w żarcie niż na poważnie.
Ona zaś w ogóle nie wiedziała czemu wzięła psa. Podejmując się tej pracy myślała że dobrze byłoby mieć futrzastego przyjaciela któremu można by się wyżalić, lecz teraz już wie jak to jest. Prawie cały dzień spędza w pracy a owczarek może wybiegać się tylko na podwórku. Wraz z upływem czasu miała go coraz mniej dla psa. Wyrwała się z rozmyślań.
- A ty nie powinieneś wchodzić do mojego domu a tym bardziej do łazienki gdy ja o tym nie wiem. - Powiedziała brzmiąc lekko oskarżycielsko. W sumie nie raz widział ją w różnym stanie, ubraniu... Lub bez niego, ale to już dawne dzieje. Była niedoświadczona i głupia, raz przez to prawie zginęła! Nadal pamięta ten fatalny wieczór. Chciała zatrzymać samochód do kontroli lecz nie zwróciła uwagi na zachowanie kierowcy. Gdy tylko uchylił szybę a ona chciała aby otworzył bagażnik pasażer którego wcześniej nie zauważyła strzelił do niej. Ocknęła się na sali pooperacyjnej z wiadomością że przyjaciel uratował jej życie. Dopiero następnego dnia dowiedziała się od swojego szefa że gdyby nie Jeffrey ona leżałaby 6 stóp pod ziemią a nie tu. Od tej chwili stali się prawie nie rozłączni.
- No to czemu przyjechałeś do mnie a nie zaczekałeś na posterunku? - Przerwała ciszę i zaczęła pić kawę z termosu.
- Kolejny mężczyzna w podobnym wieku z trzema ranami kutymi. Znalazła go żona. - Nie odrywając wzroku od jezdni wymacał w kieszeni notes i podał go Kathreen. Zapowiada się kolejna nieprzespana noc.

Mężczyzna o ciemnych włosach leżał teraz na tym samym zimnym, stalowym stole na którym leżał poprzedni nieszczęśliwiec. Jego zesztywniałe ciało okryte było płachtą a obok stał Steve.
- Zginął tak samo jak jego poprzednik - 3 ciosy sztyletem. Jednak nie zmasakrowano mu twarzy. Ten człowiek miał rodzinę więc prędzej czy później ktoś by zauważył jego zniknięcie. - Przykrył ponownie ciało i dając jej teczkę pełną dokumentów odprowadził do schodów. Zbiegając na dół przekartkowała kartki gdy nagle potknęła się o własną nogę i pewnie nieźle by się obiła gdyby nie to że Jeff zaczął wchodzić po schodach sądząc że Kate nadal jest zagadywana przez koronera, jak na kogoś kto większość dnia spędza pośród trupów jest aż nadto rozmowny. Gdy ta upadała przewróciła się na niego a on z trudem utrzymał równowagę.
- Zawsze do usług. - Powiedział puszczając ją z uścisku. Ona tylko posłała mu uśmiech jako podziękowanie.
Gdy już oboje siedzieli z powrotem w aucie ruszyli na posterunek gdzie o tej godzinie było już pustawo. Usiedli sobie spokojnie na kanapie w prowizorycznej kawiarence i zaczęli studiować dokumenty. Jak to ona nie lubiła papierkowej roboty. Było to według niej nudne. Nieprzespane noce zaczynały dawać się we znaki i Kath zaczęła mrużyć oczy i ziewać. Jeffrey popatrzył na nią z politowaniem.
- Może... - Nie zdążył dokończyć gdy ona mu przerwała,
- Jest dobrze, postaram się nie zasnąć. Rowano ma jedzenia do jutra w sam raz. - Na jej twarzy pojawił się uśmiech i po chwili  spoważniała  wracając do papierów. Mijały kolejne godziny, w końcu nie wytrzymała, zamknęła oczy i zasnęła na kanapie opierając się głową o ramię przyjaciela.

On zaś delikatnie położył ją na kanapie a sam poszedł na fotel gdzie do rana przejrzał wszystkie zdjęcia i opisy z obu miejsc zbrodni.

*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Z dedykacją dla mojej koleżanki - Małgosi Grabary którą jako jedną z niewielu interesuje moje opowiadanie.

Rozdział 2

Po oględzinach miejsca zbrodni znaleźli tylko kilka kropli krwi które najprawdopodobniej należały do ofiary oraz fragmenty taśmy na ścianach. Morderca pewnie okleił pomieszczenie folią zanim go zabił. Zebrali próbki do analizy i wyszli na zewnątrz.
- Jeff, dowiedz się kto jest właścicielem posesji. - Powiedziała otwierając drzwi do swojego starego forda. Z siedzenia pasażera wystawała sprężyna a na tylnym była plama po tłustym burgerze. Ale jednak nigdy nie pozwoliła zmienić swojego staruszka na żaden inny wóz.
- Tak jest szefowo... To znaczy Kath. - Zaśmiał się.  Kathreen już włączyła silnik i wyjechała z parkingu gdy usłyszała pukanie w okno. Drogówka? Przed maską stał Jeffrey.
 - Aha, i dzwonił koroner.  Spóźniłaś się na sekcje,   ale czeka nadal na  twój przyjazd. No i jeszcze potem przez 15 minut chrzanił coś o twojej pysznej zapiekance z kurczaka.  - Odruchowo popatrzył na zegarek.
- Jeff mogłam cię rozjechać. Kiedy dzwonił Steve?  - Westchnęła po czym wymusiła uśmiech. Jej partner naprawdę łatwo się dekoncentrował i często zapominał przekazać Kathreen ważnych informacji.
 - Udzieliłabyś mi pierwszej pomocy. A dzwonił jakieś 40 minut temu.  - Ponownie zerknął na swojego srebrnego Rollexa. Przyjaciółka spiorunowała go wzrokiem. Pierwsza pomoc? Czy ona odebrała to właściwie?
 - A może powinieneś powiedzieć mi to za tydzień? - Warknęła pod nosem.  Odjechała w mgnieniu oka.
Gdy znajdowała się 5 minut drogi od celu wybrała numer i przełączyła telefon na głośnomówiący.
- Cześć ponownie Steve, tu Kath Steele. Jestem w drodze. Niestety mój partner dopiero przekazał mi, że dzwoniłeś. Będę za 5 góra 10 minut jeśli będą korki. - Próbowała wytłumaczyć swoje spóźnienie. Rozłączyła się i dodała gazu na prostym odcinku drogi. Nadal zastanawiała się co mógł mieć na myśli Jeffy mówiąc o pierwszej pomocy.



Po 15 minutach stania w korku i namyślania się wreszcie dotarła do prosektorium. Mignęła strażnikowi odznaką przed nosem, ten tylko się uśmiechnął i zszedł jej z drogi. Szybko pognała na wyższe piętro łapiąc po 3 schodki na raz. Gdy pokonała 5 piętro przypomniała sobie że winda została niedawno naprawiona. Zdyszana i lekko zirytowana swoją nieuwagą wypuściła głośno powietrze z płuc. Podeszła do Steva który stał już przed drzwiami. Jego wyraz twarzy mówił wszystko - trochę się na nią naczekał.
-No cześć. - Uśmiechnęła się do niego jakby nigdy nic. Popatrzyła się na niego pełnymi zaciekawienia oczami, co tak naprawdę spotkało NN? Wyłączyła telefon aby jej tylko nikt teraz nie przeszkadzał. Weszli do surowego białego pokoju w którym znajdowały się stalowe stoły i masa różnych przyrządów chirurgicznych. Chcąc się poprawić wyjęła spod kurtki opakowanie zapiekanki z kurczaka. Steve od razu zmienił wyraz twarzy na łagodniejszy. Choć był od niej starszy o blisko 20 lat doskonale się dogadywali.
- No to może najpierw zjemy a potem powiem co i jak? - Wyjął dwa widelce i otworzył opakowanie. Niestety patolog nie był zaopatrzony w mikrofalę więc zazwyczaj jedli lekko twarde i zimne posiłki. Oboje wzięli się do jedzenia. Kate od wczorajszej kolacji która składała się z jednej mandarynki zjadła tylko babeczkę w drodze na miejsce zbrodni. Szybko uwinęli się ze swymi porcjami i wyrzuciwszy pudełko podeszli do skatowanego ciała mężczyzny.
- No więc po dokładnym obejrzeniu ciała jestem pewien że to nie wykrwawienie ani ciosy były przyczyną zgonu. Na plecach ofiary znajdują cię 3 głębokie rany - został pchnięty nożem a właściwie sztyletem zaostrzonym obustronnie. Ostre jak cholera. Cięcia były precyzyjne, brak poszarpanych brzegów. Miał przebite płuca. Udusił się - powiedział szybko po czym dodał,
- Jego twarz została zmasakrowana już po śmierci, to wyjaśnia małą ilość krwi na miejscu zbrodni. Gdyby zrobiono mu to gdy jeszcze żył znaleźlibyśmy wielką plamę krwi. Oceniam jego wiek na jakieś 26-28 lat. - Zakończył i spojrzał na policjantkę.
Zanotowała wszystko i pożegnawszy się wyszła z budynku.


Tymczasem on siedział wygodnie w domu, w fotelu przed telewizorem oglądając mecz footballu. Przy zgaszonym świetle nie było go prawie widać gdyby nie oświetlało go światło bijące od telewizora. Mógł się odprężyć bo wykonał zadanie, i to nawet bardzo dobrze! Nie mógł się doczekać aż niedługo w telewizji zaczną mówić o jego dziele, o nim, z czasem nadadzą mu przydomek! Jak to go ekscytowało! Gdy tylko o tym pomyślał przechodziły go po plecach ciarki. Tym czasem trzeba spokojnie czekać na rozwój wydarzeń. Pogłaskał psa i ruszył do łóżka.




Rozdział 1

Biegła piękną, kwitnącą łąką. Wokół rósł bujny świerkowy las, a w pobliżu przepływała rzeczka o krystalicznie czystej wodzie. W oddali dało się usłyszeć nawoływania ptaków. Przysiadła w pobliżu kwiatu orchidei, wyciągnęła rękę w stronę jej perłowo białego kwiatu gdy na ten zaczęła ściekać szkarłatna ciecz. Krew. Czym prędzej zaczęła uciekać, szkarłatny deszcz plamił jej ubranie, twarz i włosy. Słońce znikło, a pojawił się księżyc. Kątem oka zobaczyła jak ziemia w pobliżu puszczy rozstępuje się, a drzewa spadają w otchłań. Chwile później również ona zaczęłam spadać. Na dnie rowu leżały ciała, setki ciał jeśli nie tysiące. Uwagę przykuło jedno ciało szczupła blondynka z podkrążonymi oczami.
- Mamo! Mamo! – Wyrwała się w jej stronę. Zawodziła niczym ranne zwierze. Była bezsilna, nic już nie mogła zrobić. W oddali coś zalśniło, ktoś nadchodził, biegł w jej stronę. W świetle księżyca ujrzała nóż. „Nie, to nie może być prawda” powtarzała w kółko. Nagle ciemność znikła, a ona ujrzała przed sobą smutny pysk psa.
- Och, Rowan! – Wtuliła się w jego sierść. Owczarek wyrwał się z uścisku i ucieszony, że pani jest cała i zdrowa ruszył do pustej miski. Wstała z łóżka patrząc na budzik, 5.27. Westchnęła i ruszyła do kuchni. Rowan ułożył się u jej stóp i skomląc prosił o rzucenie jakiegoś smacznego kąska do miski. Wyciągnęła z szafy dziesięciokilogramowy worek psiej karmy i udała się do salonu. Telewizor był włączony przez całą noc, właśnie nadawano jakiś poranne wiadomości. Nasypała psu karmy i powoli poszła do łazienki. Gorący prysznic, tak tego właśnie było jej trzeba! Wyszła i owinęła mokre, brązowe włosy ręcznikiem. Wtedy właśnie usłyszała dzwonek telefonu, łagodne dźwięki fortepianu wzywały ją do odebrania. Na ekranie jej nowego smartfona pojawił się znajomy numer.
- Cześć Jeff. – Rzuciła do telefonu rozczesując splątane kosmyki na jej głowie.
- Kath, mamy sprawę. – Odparł Jeffrey ze słyszalnym podnieceniem w głosie. Kathreen biegiem założyła mundur, wzięła odznakę oraz swojego niezawodnego glocka. Wypuszczając psa do ogródka chwyciła kubek z kawą i wybiegła do samochodu. Właśnie przyszedł sms od Jeff’a. Ruszyła w stronę centrum. W samochodzie szybko zjadła ciastko zakupione jakieś dwa dni temu w Tesco. Gdy zajechała pod wskazany adres teren otoczony był już żółtą taśmą. Już zleciał się tłum zaciekawionych sąsiadów. Świetnie! Więcej ludzi do przesłuchania. Wysiadła z samochodu rzucając na tylne siedzenie opakowanie po ciastku. Wokół kręciło się kilku policjantów po których można było poznać że zostali dopiero co wyciągnięci z łóżek. Bez trudu w tym tłumie dopatrzyła się Jeffrey’a. Młody, dwudziestosześcioletni policjant stał oparty o radiowóz i palił papierosa. Cały Jeff, kilka razy próbował rzucić, a ona ciągle widzi go z papierosem. Podeszła do niego niepośpiesznie. Nie było widać po nim zmęczenia. Uśmiechnięty, bez podkrążonych oczu dzieciak - tak właśnie wyglądał Jeffrey.
- Trup w garażu szefowo. Prawdopodobnie uduszenie ale więcej dowiemy się dopiero po sekcji. – Dopalił papierosa i zgniótł go czubkiem buta. Zazwyczaj Jeff zwracał się do niej „szefowo” lub „proszę pani” choć byli w takim samym wieku i ona nie lubiła być przez niego wywyższana. Posłała uśmiech koledze i ruszyła do garażu pewnym krokiem. Już dawno temu wywalczyła sobie równość u mężczyzn więc nikt nie dziwił się gdy ta drobna kobietka zaczynała rozkazywać, rządzić się. W garażu obok ubłoconego Forda leżał czarny worek, pochylało się nad nim kilka osób w tym znajomy lekarz.
- Co się stało Steve? – Rzekła dopijając swoją poranną latte. Podeszła do worka, z wyjaśnień Jeff’a spodziewała się uduszonego mężczyzny. Z jej gardła prawie wyrwał się pisk. Nie była przygotowana na ten widok. Steve popatrzył na nią jakby ze współczuciem.
- Denat został najprawdopodobniej uduszony o czym świadczą sińce wokół szyi. Następnie, gdy najprawdopodobniej już nie żył został wielokrotnie zdzielony tępym narzędziem w twarz. To miało nam chyba utrudnić identyfikacje zwłok. Ale nasz morderca nie był zbyt sprytny, zostawił nieuszkodzone palce. - Odszedł od ciała i zaczął się pakować. Katchreen rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Była tu już ekipa sprzątająca? – Popatrzyła ze zdziwieniem na miejsce zbrodni, czysto aż lśniło. Zero krwi czy śladów butów. Policjanci popatrzyli po sobie. Pewien stary, brodaty mężczyzna ruszył w stronę Kath.
- Morderca jest dobry, nie było tu ekipy, a widzi pani panno Kath, wszystko lśni! Nieprawdopodobne! – Mówił gładząc swoją siwą brodę. „Nieprawdopodobne, a jednak!” Pomyślała.  Skinęła głową na pożegnanie i ruszyła do Jeffa.
 -Masakra no nie?  Nie widziałem jeszcze czegoś takiego aprosze pani. -Mówił paląc kolejnego papierosa.
-Palenie zabija, Jeff. -Uśmiechnęła się i wyjęła z jego ust papierosa i rzucając na ziemie zgniotła go czubkiem buta.
-Wiem szefowo ale to silniejsze ode mnie.  - Już miał sięgnąć po kolejnego papierosa lecz Kath go powstrzymała.
- Juz mówiłam, nie zwracaj się do mnie "szefowo". Wiesz jak tego nie lubię. -Rzekła po czym pozwoliła mu sięgnąć po zapalniczkę.
-No to co robimy Kathy? - Zaciągnął się papierosem.
-Czekamy aby móc przeszukać miejsce zbrodni po swojemu.-Odprowadziła wzrokiem brodacza i jego ekipę.  Nie chciała urazić policjantów starej daty lecz uważa, że ich metody śledcze były... Słabe. Ruszyła do garażu ciągnąc za sobą Jeff'a.


*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*

Z dedykacją dla Kingi Ziomek która zmotywowała mnie abym zaczęła pisać to opowiadanie.

środa, 21 sierpnia 2013

Witajcie!

Tak, niebawem zacznie się rok szkolny więc postanowiłam założyć bloga aby nie nudzić się w weekendy ^ ^ To będzie blog z opowiadaniem kryminalnym. A więc może się przedstawię.

Mam na imię Weronika, urodziny obchodzę 27 maja. Idę teraz do 2 gimnazjum i mam 14 lat (urodziłam się w 1999). Uczę się nawet dobrze, mam łatwość do języków (Angielski i Niemiecki, uczę się też Włoskiego i Japońskiego choć co do ostatniego to wolno idzie), moim słabym punktem jest matematyka z której miałam 3 na koniec roku. Ale już koniec o szkole ;3 Moim ulubionym zwierzęciem domowym jest pies, a dzikim wilk polarny. Kocham też muzykę, słucham głównie heavy metalu i hard rocka. Uwielbiam rysować, głównie zwierzęta ale ludzie też się zdarzają. Założyłam sobie nawet deviantart *KLIK*
Zobaczymy co wyjdzie z tego bloga, a tymczasem spodziewajcie się nowej notki już dziś.