środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 4

Przekręciła się i powoli uchyliła powieki. Zamknęła oczy i jeszcze raz je otworzyła. Skleroza? Jeszcze niedawno była z Jeffem przy dokumentach a teraj jest na swojej kanapie? Zamknęła oczy myśląc, że to sen, lecz w tej chwili podbiegł do niej Rowan i przeleciał swoim zimnym, mokrym językiem po jej twarzy. A więc jednak nie śpi. Przeciągnęła się wstając. Nadal w mundurze... Ale bez broni przy pasie! Zaczęła nerwowo przetrząsać kanapę, fotel i cały salon, gdy do jej uszu doszło skwierczenie czegoś na patelni. Czyżby przed snem robiła sobie kolację i zapomniała wyłączyć kuchenki? Poszła pospiesznie do kuchni, lecz zamiast kłębów dymu ze spalonego jedzenia spostrzegła nikogo innego jak Jeffa. Wyglądał naprawdę zabawnie w jej różowym fartuchu.
-Już się widzę rozgościłeś..- Ziewnęła, on zaś aż podskoczył. Była aż tak cicho czy to jajecznica na kiełbasie ją zagłuszyła? Odwrócił się nic nie mówiąc tylko wyjął talerze. Skąd on tak dobrze zna jej dom?
- Nie mam nic przeciwko domowej jajecznicy... Ale co ty tu do cholery robisz, a najważniejsze, czemu ja tu jestem?! - Mruknęła lekko poirytowana, lecz on tylko odłożył patelnię i uśmiechnął się.
-Powinnaś więcej spać. Zasnęłaś niczym dziecko. Leżałaś na kanapkę w kawiarence, ale jak inni zaczęli się schodzić to trochę mało miejsca, było, więc zaproponowałem, że cię odwiozę do domu. - Powiedział podając jej talerz z pięknie pachnącym śniadaniem.
Nie protestowała tylko wzięła talerz i zaczęła jeść.
- A jak dostałeś się do domu? I przede wszystkim gdzie mój glock? - mówiła przeżuwając powoli każdy kęs. Od dawna już nie jadła tak wspaniałej jajecznicy. Sama nie była dobrą kucharką. Zazwyczaj jadła zupki błyskawiczne lub mrożonki a to była miła odmiana.
- Kluczyki miałaś w kieszeni a kabura leży w łazience obok lustra. - Wskazał na uchylone drzwi. Niezwykle ceniła prywatność, nie lubiła, gdy ktoś wkraczał do jej życia lub na teren jej domu nieproszony, lecz Jeffrey, on zawsze był tu mile widziany... Sama powiedziała mu to tego tragicznego dnia, gdy omal nie straciła życia.
- To było miłe i w ogóle, ale czy mógłbyś na chwilę mnie zostawić samą, przydałaby mi się długa kąpiel. Pobaw się z Rowanem, pooglądaj TV, POJEDŹ NA POSTERUNEK.- Powiedziała kładąc nacisk na ostatnie wyrazy i odkładając talerz. Wpadła do sypialni biorąc czarną bokserkę i granatowe dżinsy, po czym udała się do łazienki napuszczając wody do wanny. Dwa razy sprawdziła drzwi zanim mogła spokojnie zanurzyć się, w bąbelkach. Nie to, że obawiała się Jeffa, lecz po prostu... Chciała chwilo w samotności, wyciszyć się i o niczym nie myśleć.
Po godzinie wyszła z wanny, woda zaczęła robić się chłodna a ona sama drżeć. Siadła na krześle przed lustrem i skupiła się na twarzy przed sobą. Widać było skutki niewyspania. Jej oczy były przekrwione pod nimi znajdowały się "wory". Westchnęła. Może i jej partner ma racje. Za dużo pracy a za mało snu? Gdy ubrała się i wysuszyła włosy wybiegła z łazienki. Chwyciła pas z odznaką i pistoletem. Zakładając na siebie skórzaną kurtkę chwyciła kurtkę Jeffreya i wzięła sobie kluczyki do domu i do auta.
Zagwizdała i jak na zawołanie pojawił się przed nią Rowan.
- Jeffrey! - zagwizdała po raz kolejny. Z salonu wychylił się jej partner, w jednej ręce miał pilot a w drugiej puszkę coli.
- To gwizdanie to było do mnie? - popatrzył na nią a słowa wymówił z lekką irytacją. Jak ona lubiła go denerwować! Do tego wypił jej ostatnią colę!
- A jak myślisz? Rowan już tu jest. - rzuciła mu kluczyki do domu a sama usiadła za kierownicą radiowozu. Gdy on wreszcie uporał się z zamkiem wsiadł do samochodu. Popatrzyła na niego, wyglądał trochę nieświeżo i tak zresztą pachniał.
- Może podwieźć cię do domu abyś mógł się ogolić i przebrać z tych śmierdzących ciuchów? - uśmiechnęła się do niego wyjeżdżając z podjazdu. Wcisnęła pedał gazu i wystrzelili do przodu.
- Dobra, tylko proszę nie zabij nas! - powiedział patrząc na wciąż rosnącą liczbę na liczniku. Szybko zapiął pasy. Jechali w ciszy, gdy już prawie pod mieszkaniem Jeffa rozległ się dźwięk komórki Katchreen. Gdy na wyświetlaczu ujrzała numer szefa od razu odebrała i włączyła głośnik.
- Kathreen, kolejne ciała tym razem w parku. - powiedział i zapadła cisza.
-Zaraz będziemy. - popatrzyła na partnera. Kiwnął tylko głową, szybko nakręciła i ruszyła do parki. No i jej szef się rozłączył. Pędzili autostradą mijając nieliczne samochody. Gdy dotarli do parku czekało tam już kilku znajomych z posterunku i patolog. Podeszli powoli do młodego policjanta, który zawsze próbował ją zagadać na śmierć.
- Hej Max! Streścisz, co się działo, gdy mnie nie było? - powiedziała, po czym ziewnęła przeciągle. Kąpiel, która miała ją rozbudzić nic nie dała. Tuż za nią stał Jeffrey próbujący ukryć oznaki zmęczenia.
- Witam pani Kathreen. Nie wiele, matka z dzieckiem zatelefonowała około godziny temu. Przyszła tu na plac zabaw a po drodze spotkała tych dwojga. Przytuleni do siebie w takim pośmiertnym uścisku. Oboje przebici sztyletem. Widzę, że mieliście ciężką noc. - mówił poważnie, lecz przy zdaniu o ich wyglądzie zaśmiał się. Jeffrey popatrzył na Kath i uśmiechając się wzruszył ramionami. Czy naprawdę tak niedwuznacznie to wyglądało? Ona nieuczesana, on we wczorajszym ubraniu. Westchnęła, po czym rzuciła dwa kluczyki do rąk partnera.
- Ruszaj się ogarnąć. Do ciebie jest za daleko. Jedź do mnie, w szafie na piętrze jest koszula i spodnie ojca, powinny pasować. Nie wypuść Rowana. Wracaj potem od razu na posterunek. - powiedziała. Chciała go szybko odesłać nim ktoś jeszcze pomyśli, że do czegoś między nimi doszło. Chwycił kluczyki i przebiegł pod taśmą. Steve już pakował ciała.
- Wpadnij jutro rano to dam ci papiery z sekcji tych dwojga. - powiedział tylko i pogwizdując wszedł do samochodu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

On zaś obserwował. Ukrywał się na widoku i to właśnie dawało mu przewagę. Obserwował bystrą panią detektyw. On wiedział, że z każdym ciałem będzie zbliżała się do niego, coraz bliżej aż w końcu będzie musiał zabić i ją. Najlepiej będzie trzymać ją na odległość do czasu, gdy będzie mógł przestać łowić płotki i rzuci się na szczupaka.
-Jagger, do nogi! - rzucił jeszcze raz okiem na policjantów i ruszył do domu.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Gdy wróciła na posterunek, do biurka od razu zauważyła idącego w jej stronę Jeffreya. Gdy tak na niego popatrzyła to w tym ubraniu wygląda jak jej zmarły ojciec na rodzinnych zdjęciach. Westchnęła na wspomnienie tych dni, gdy ojciec wracał do domu i bawił się z nią. Zacisnęła dłoń.
- No i wreszcie jakoś wyglądasz! Zaśmiała się układając kosmyk spadający na czoło kolegi. W szafie były 3 koszule, ale on wybrał ta, która kojarzy jej się najlepiej. Ta koszule zakładał ojciec na ich rodzinne, niedzielne grille.
-Ja jad do Steva. Jedziesz? - uśmiechnęła się podając mu kubek gorącej kawy. Ruszyła w stronę schodów i juz po chwili słychać było za nią tupot stóp partnera.

Gdy po pół godziny cichej jazdy dotarli do budynku, w którym mieścił się gabinet "kolegi od sztywnych" jak to go nazywa Jeffrey. Pospiesznie wbiegła na górę łapiąc po dwa schodki. Winda już działała, lecz ona wolała rozprostować kości po zaleganiu na tej niewygodnej kanapie. Gdy już miała zapukać do drzwi one się otworzyły.
- Wejdź...cie - powiedział, gdy zza rogu wychylił się brunet w czarnej koszuli. Zostawił otwarte drzwi i wyjął widelce. Kate tylko pokiwała przecząco głową.
- Wybacz, nie zdążyłam nic kupić. - zaraz po tych słowach zaczęła przetrząsać kieszenie w kurtce w poszukiwaniu czegoś jadalnego. W ostatniej przeszukiwanej kieszeni znalazła rogalika "7 days" z datą ważności umożliwiającą jego spożycie. Uśmiechnęła się lekko podając patologowi opakowanie. Lekko się uśmiechnął i zaczął jeść. Ona była już najedzona, jajecznica nadal zalegała w jej żołądku.
- Tu macie raporty, nic nowego, to samo, co przy poprzednim ciele. Ich wiek oceniam na około 24-26 lat, nie znam tożsamości, ale od tego jesteście wy. A teraz wybaczcie, ale śpieszę się - ciała czekają. - wyszedł równie szybko jak się pojawił. Kathreen popatrzyła na Jeffreya a on na nią. Steve chyba nie lubił obcych w swojej krainie, nie za dobrze znał jej partnera a do tego zapomniała o czymś do jedzenia. Westchnęła i ruszyła w stronę schodów ciągnąc Jeffa za rękaw. Była już 18. Jak ten czas szybko leci, zwłaszcza, gdy ma się morderstwa do rozwiązania. Chwyciła za telefon.
- Młody, mamy odciski palców ofiar. Ustal, kim są i czy mają ze sobą coś wspólnego. - rozłączyła się. Max zawsze był do jej usług, zaraz po Jeffie był najbardziej zaufanym gliną na posterunku. Jej rozmyślania przerwał wlokący się za nią Maddox.
- Wybacz Kathie, mam nadzieję, że Steve się a ciebie nie obraził za sprowadzenie tu mnie. - powiedział stając przy drzwiach od strony kierowcy. Nie pozwoli jej już prowadzić samochodu, gdy on jest w środku! Za bardzo cenił życie, aby dać się zabić przyjaciółce. Ona tylko podała mu kluczyki.
Po godzinie drogi w ślimaczym tempie lub jak to nazwał Jeff w "bezpiecznym" tempie dotarli na posterunek. Na biurku Kate leżała teczka z przyklejoną karteczką "Max :) „ . Nie sądziła, że tak szybko się z tym upora. Od razu pociągnęła partnera do swojego stanowiska.
- No, więc zabici to Clarica i Joseph Forest. Byli małżeństwem od 3 lat. Wiele wpisów za głośne imprezy i prowadzenie po alkoholu - typowe małżeństwo z bogatej dzielnicy. - powiedziała do Jeffa przekręcając kartki w aktach. Znowu zerknęła na swój zegarek. Już 20?! Tak długo pracowała? Westchnęła i poklepała partnera po plecach.

- No! Należy nam się odpoczynek. Do jutra! - pomachała mu kierując się w stronę windy. Dzisiaj już za dużo się nachodziła. Powoli weszła do swojego samochodu gdzie z radia zaczęły lecieć relaksujące odgłosy muzyki. Gdy dotarła do domu marzyła tylko o śnie! Rowan skrobał pazurami w drzwi od ogrodu. Jednak Jeffrey go wypuścił! Gdy pies wbiegł do środka i dostał wodę i karmę była tak zmęczona, że padła na łóżko tak jak stała.